Strudzony wędrowiec musi jeść!!! Na Obczyźnie też!!!! I tu , dla nas, wyposażonych w słowiańskie podniebienia , zaczyna się niekiedy problem.
Na przykład w Niemczech:
tu obowiązuje zasada: „jeśli masz otwieracz do konserw znaczy -umiesz gotować”. Wszystko, nawet ziemniaki można kupić w słoiku lub puszce.Mało kto potrafi ugotować sos bez pomocy KNORRA. Niemcy biją rekord świata w ilości konserwantów w organiźmie. Jeśli chcesz ugotować coś swojskiego to też jest problem bo tamtejsze produkty zupełnie nie nadają się do polskich potraw. Nic nie smakuje tak samo. Nie istnieje np. śmietana 18%, a „ichnie” zamienniki nie spełniają tej roli. Wszyscy odwiedzający swoje rodziny na „tej obczyźnie” wiozą polskie smakołyki .
No bo jedzenie polskie jest najlepsze !!!!!!!!!!!!!!!
W dziedzinie kulinariów, honor Niemiec ratują wspaniałe wina! Zwłaszcza takie wypijane i kupowane w małych rodzinnych gospodarstwach winiarskich.Jest ich bardzo wiele w miejscowościach położonych wzdłuż głównych winodajnych rzek. Widząc te porośnięte winoroślą brzegi, aż trudno uwierzyć,że w ich korytach płynie woda zamiast wina. Trunku takiego próżno szukać supermarkecie – są dostarczane na specjalne zamówienia do wybranych sklepów lub wprost do konsumentów.
Na wyróżnienie zasługują także chrupiące bułeczki,chętnie jedzone do śniadania w towarzystwie jajek na miękko.To ulubiony zestaw śniadaniowy Niemców. Trzeba przyznać,że dział „pieczywo i wyroby cukiernicze” prezentuje się całkiem nieźle. Ogromne torty, ciasta, obficie zdobione bitą śmietaną, wyroby czekoladowe – to wszystko zasługuje na pochwałę.
No i to jeszcze,że w dziale „warzywa i owoce” nie istnieje podział na produkty sezonowe.Prawie wszystko dostępne jest cały rok.Zachwyca mnie np. świeży szpinak oraz kalafior – zimą.
Czyli…może w sumie nie jest tak źle??????
Ale tak dobrze,jak w sąsiedniej Francji na pewno nie!
Kto dorówna Francji w bogactwie serów? A Szampana i Koniaku to też nigdzie nie uświadczysz.No, dobrze – to luksus – ale codzienne żywienie też dobre. O bagietkach, wszechobecnych, już wspominałam. Zakupy utrudniała mi nieznajomość języka bowiem naprawdę dobre produkty można kupić w małych sklepach a tu obsługują ekspedientki, niekiedy trochę złośliwe.
Kupowałam osławioną bagietkę i poprosiłam o jedną , a Madam Sprzedająca uparcie wciskała mi dwie udając,że źle wymawiam ten liczebnik /po francusku, ma się rozumieć, próbowałam/. Stojący za mną w kolejce, zgodnym chórem poprawiali moją wymowę pękając ze śmiechu lecz Madam była uparta i wbiła na kasę dwie bagietki. I co, miałam się kłócić? Jak??? Dla spokoju zapłaciłam i…..od tej pory kupowałam tylko w supermarketach.
Aaaa niech tam…i tak ich lubię. Nawet pomimo tego,że poranną śniadaniową kawę piją z miseczek – naprawdę.
Z kuchareczką, co takie pierogi lepi to można na koniec świata jechać:)Pozdrawiam obowiązującym zawołaniem: „komu w drogę temu sznurowadło!”
PolubieniePolubienie