Ten przepis sprawdza się w ekstremalnie prymitywnych warunkach biwakowych.Pochodzi z czasów gdy nieznane były popularne teraz Coca Cole, Sprity itp wynalazki…
U w a g a ! Niezbędna jest elementarna znajomość botaniki….
Potrzebny jest kociołek zawieszony nad ogniskiem. W nim zależy zagotować wodę. Do wrzątku wrzucamy mieszankę świeżych ziół zebranych w okolicy
Zbieramy tylko młodziutkie listki oraz kwiatki – musi tego być dużo, jak najwięcej.Zestaw ziela raczej dowolny – unikać należy roślin gorzkich oraz nieznanych.Najbardziej polecam:
listki mięty, młode listki brzozy, rumianek polny, babka lancetowata, listki poziomki i maliny oraz jak najwięcej płatków polnej róży – wszystko gotować kilka minut wdychając cudny aromat. Można posłodzić do smaku dowolnym produktem i pić, pić…najlepiej na ciepło, siedząc przy ognisku i gawędząc o przebytych szlakach.
… a ta babka lancetowata to podobno antidotum na czary miłosne, to ja bym jej nie wrzucała do kociołka. A nóż widelec, ktoś zechciałby czarować przy ognisku…No to „komu w drogę temu sznurowało” :)))
PolubieniePolubienie
O…nie wiedziałam. Teraz. Już wiadomo dlaczego nikogo nie udało mi się na ten napój „złowić” – tyle lat zmarnowanych!!!!!!Tak to brak wiedzy może pokrzyżować życie….oj……
PolubieniePolubienie
wszystko byłoby OK gdyby nie moja awersja generalnie do ziół, ale przepis fajnyhttp://turystykaemerytki.blog.onet.pl/
PolubieniePolubienie