Tureczki są sympatyczne, ale często kręcą… oj, kręcą bardzo. Poprzednio opisywałam manipulację z plażą Kleapatrą. Teraz wybieram się na wycieczkę i w tym celu penetruję okoliczne Biura Podróży. Jest ich ogromna ilość, wszystkie zapraszają i zachwalają swoje usługi. Każde z nich ma oczywiście inną cenę wycieczek. Coś trzeba wybrać. Ponieważ kryterium ceny bywa zwodnicze, wybieram Biuro polsko-tureckie gdzie rozmawiam z Polką i dostaję szklaneczkę pysznej, mrożonej herbaty z granatów. Ponieważ na zewnątrz jakieś 35 st – zimny napój rozstrzyga sprawę. Rezerwuję wycieczkę 2 dniową do tajemniczej, szeroko reklamowanej Kapadocji.
Jest to kraina zaliczana do elitarnego grona którejś tam edycji Siedmiu Cudów Świata. Często mówi się o „księżycowym” krajobrazie, bajkowej atmosferze. Kapadocja leży w środkowej części Anatolii. Jest to około 500 km w głąb lądu, od wybrzeża Riwiery Tureckiej kierunek północno wschodni. Aby tam dotrzeć z nadmorskich kurortów trzeba pokonać pasmo wysokich gór Taurus i jechać dalej na północ zaliczając dość znaczą zmianę klimatu. Sympatyczna Pani od „granatowej” herbaty zaleciła zabrać „jakiś sweterek”… Okazało się, że przydatna by była ciepła kurtka, skarpety i buty poważniejsze od sandałków. No ale trudno, troszkę zimna nie zabija chociaż poważne przeziębienie mnie dotknęło na bardzo długo.
Kapadocja słynie z krajobrazu ukształtowanego przez erozję miękkich skał wulkanicznych tzw. tufu. Sprawcami tego wszystkiego są trzy sąsiadujące wulkany. Osobiście poznałam, z dużej odległości, jednego z nich. Oto on, Erciyes, wiecznie ośnieżony. Tak przynajmniej zapewnia nasz przewodnik.
Szczyt podziwiamy odpoczywając w przystani karawan po turecku Karawansaraj. To rodzaj zajazdu dla strudzonych wielbłądów, koni i ich jeźdźców. Elegancka restauracja przypomina raczej świątynię,hi,hi…
Na trawniku rozleniwiające poduchy i miękkie siedziska, namiot utkany z wielbłądziej wełny. Taki materiał zapewnia swoisty mikroklimat wewnątrz – efekt klimatyzacji.
Skoro odpoczywamy, to opowiem jak się nasza podróż zaczęła.
Wyjazd miał nastąpić o godz 4.15 więc oczekujemy niecierpliwie, ziewając często z niedospania. Podjeżdża zgrabny mikrobusik i woła głośno: Pamukkale! To jest zaproszenie dla uczestników wycieczki w tamtym kierunku. Czekamy dalej. Ponieważ cenne minuty płyną, a kolejne mikrobusy „Pamukkale” podjeżdżają kilkakrotnie, zgłaszam się pokazując bilet, na którym pisze wyraźnie: Kapadocja! Jesteśmy jednak zgarnięci do tego pojazdu. Kierowca rozpoczyna serię rozmów przez telefon uśmiechając się gęsto do nas. Robi się trochę dziwnie. Jesteśmy sami w mikrobusie pędzącym w nieznanym kierunku, bladym, tureckim świtem. Po kilkunastu minutach zostajemy wysadzeni na jakimś skrzyżowaniu i przejmuje nas inny, większy, autobus. Bez słowa wyjaśnień i zapytań jedziemy dalej. Do następnego, większego skrzyżowania, gdzie znowu nas zostawiają. Niebawem zajeżdża kolejny busik – chyba już docelowy. Dowiadujemy się tego od współpasażerów bo pilot, kierowca milczą jak zaklęci. Jedziemy, przysypiając w budzącym się tureckim dniu. Na pierwszym postoju przewodniczka przemówiła. W polskim języku, ale bardzo czymś zdenerwowana oznajmia, że dalej z nami nie jedzie. Jesteśmy w lekkim szoku lecz zdeterminowani chęcią ujrzenia Kapadocji karnie wsiadamy do autobusu, który niebawem przystaje.
– teraz wysiadł kierowca… rozlega się jęk rozpaczy jednego z wycieczkowiczów – czy ktoś tu ma prawo jazdy?
Wtedy, jak wschodzące słońce, wkracza nowy, młody i przystojny Turek. Z wdziękiem i piękną polszczyzną przejmuje dowodzenie nad udręczoną niepewnością wycieczką. Ufff…
Już bezpiecznie i pewnie wchodzimy do podziemnego miasta
Kaymakli. To prawdziwe podziemne, wydrążone w skałach miasto dawało schronienie ludności przed licznymi najazdami prześladowców. Najczęściej na tle religijnym. Podziemne miasto jest położone na kilku poziomach w głębi ziemi. Poruszamy się labiryntem uliczek i przesmyków prowadzących do poszczególnych pomieszczeń: pokoi mieszkalnych, stajni, magazynów, kuchni, a nawet… WC.
To tylko wstęp do dalszych atrakcji, które już wkrótce zobaczymy.
Klik dobry Wędrownej Mrówce, która blog swój mocno zaniedbuje:)Nie mogłam doczekać się na tę Kapadocję. Całe szczęście, że dojechaliście, bo pierwsze niepowodzenia organizacyjne wskazywały, że relacji z Kapadocji nie będzie, hi, hi…
PolubieniePolubienie
Tak, na początku wyglądało to na jakieś tajemnicze porwanie. Ale wszystko się jakoś ułożyło. Takie małe tureckie zamieszanie. trzeba jednak przyznać, że z tego bałaganu wyszli zwycięsko. Tymi zastępczymi busami goniliśmy właściwy autokar – pościg zgrany i udany. Dlatego wysadzano nas w takich dziwnych punktach jak skrzyżowania, zatoczka pod jakimś mostem itp. Zmiana przewodnika to też był jakiś losowy wypadek niezrozumiały dla uczestników wycieczki.
PolubieniePolubienie
A to podziemne miasto Kaymakli przypomina obecne królestwo Ducha Bielucha. Już myślałam, że zdjęcia pomyliłaś 😉
PolubieniePolubienie
Tak, bardzo podobne to królestwo do mieszkania Bielucha. Może Bieluch był w pierwszym wcieleniu Turkiem?
PolubieniePolubienie
Legenda mówi, że jest duchem białego niedźwiedzia. Jakieś ludy ałtajsko-tureckie na tych terenach były, ale czy niedźwiedzie także,? Kto wie…. kto wie…
PolubieniePolubienie
coś w tym musi być… Powiązania Bieluchowo-tureckie widać także na półkach sklepowych. Sąsiadują ze sobą serki Bieluch oraz Turek ! Hi,hi…
PolubieniePolubienie
O!Mrówka gwiazdką wyróżniona. Gratulacje!A najazdem tureckim to nie grozi, ha?
PolubieniePolubienie
Och, „Gwiazdeczko” ty moja dzielna tropicielko! Okopujemy się, na wszelki wypadek! Jak pod Wiedniem!
PolubieniePolubienie
Czy zalinkowane u Mrówki blogi też powinny się okopać? Nigdy nie wiadomo, czy sojusznikom coś grozi czy nie… :)))A gwiazdy najlepiej tropić w nocy, a wtedy Mrówki śpią.
PolubieniePolubienie
No,no… Astronomka się znalazła, hi,hi..Okopuj, okopuj… nigdy nie wiadomo skąd atak nastąpi.
PolubieniePolubienie
Zwiedzałam Kapadocję rok temu. To miejsce jest bajkowe… Jedna z naprawdę niezapomnianych wycieczek. O ile Turcja była dla mnie sama w sobie egzotyką, to zwiedzając Kapadocję czułam się, jakbym stawiała pierwsze kroki na innej planecie. Bardzo miłe wspomnienie :)http://szczypta-optymizmu.blog.onet.pl/
PolubieniePolubienie
Dziękuję Szczypto za poparcie w zachwycie nad Kapadocją. Wkrótce ciąg dalszy opowieści i nowe zdjęcia więc zapraszam i dziękuję za zaproszenie.ps ja też jestem zachwycona Turcją.
PolubieniePolubienie