Jesteśmy w Alzacji – dokładniej – okolice Miluzy /Mulhouse/. Teren mało atrakcyjny turystycznie ,ale zwabiły nas przyjazne ceny pobytu oraz niewielka odległość do dwóch sąsiednich państw : Szwajcarii oraz Niemiec.Nie zmieniając miejsca pobytu można zaliczyć trzy,różne kraje.
Pobyt na kempingu, w malutkim miasteczku Alt Kirsch /bez luksusu ale z niezbędnym komfortem sanitarnym i ciepłym prysznicem/ to dla 2 osób+b.duży namiot+samochód/ – koszt 8,5 euro za dobę.
Od dawna jestem „Frankofilem”- ale zawsze na nowo – wprowadza mnie w euforię gdy słyszę zewsząd i od obcych osób pozdrowienia : Bonjour Madam! Kłaniają się wszyscy napotkani na drodze nie wyłączając osób ,przejeżdżających właśnie obok, samochodami a nawet pojazdami rolniczymi.Kiedyś tak właśnie pozdrowił mnie Policjant wracający po pracy do domu. Urocza jest atmosfera beztroski i lekkiego bałaganu w myśl zasady: „zrobię to jutro”. Pojęcie estetyki jest w wydaniu francuskim też dość specyficzne – a mianowicie w umywalni męskiej pisuar jest umieszczony w bezpośrednim sąsiedztwie umywalek do codziennej toalety, bynajmniej nie przegrodzony jakimkolwiek przepierzeniem. Pomimo, że podział na łazienkę damską i męska jest w tym kraju traktowany raczej umownie – jak się pomylisz, nie ma sprawy. Powita Cię co najwyżej głośne, chóralne OoooLa.la…
Ale jak oni kochają kwiaty! Jak pięknie i bogato ukwiecone są tamtejsze miasteczka! Tego nie da się opowiedzieć ani nawet sfotografować! Takiej ilości kwiatów nie widziałam dotąd nigdzie.
Zresztą proszę spojrzeć
tak wygląda dom na wsi
a tak wiejski ryneczek
Spoglądając w kierunku, na północ, oglądamy co dzień pasmo Wogezów
Góry to niezbyt wysokie i dość ponure bo całkowicie porośnięte lasami, a na dodatek wciąż wiszą nad nimi ciemne chmury. Więc odpuszczamy i skupiamy się na wędrówkach nizinnych.
Teraz będzie trochę mniej zachwytów bo rzecz dotyczy spraw prozaicznych – jedzenie jest bardzo drogie. W poniedziałki prawie wszystkie sklepy zamknięte ,a w inne dni tygodnia obowiązkowa przerwa obiadowa, w niedziele i święta handlu nie ma. Ale przecież my, dziewczyny z PRL zaprawione w bojach o żywność potrafimy sobie poradzić z zakupami i ugotować coś z niczego. Zakupy robimy w supermarketach uważając bardzo na jakość towaru /bywa różna/ i ceny! Najgorzej z warzywami – jeśli na zupę, to trzeba kupić całe opakowanie 1 kg – w tym 0,5 kg waży cebula.Pietruszka nie występuje w sprzedaży w ogóle, a selery są wielkości głowy i nie można ich przecinać.Jak ugotować polską jarzynową????? Z mrożonek…., kochani,….. niestety!!!
Latem muszę jeść lody. Te najlepsze, tradycyjne,w gałkach są bardzo drogie. Ale na to też mam sposób: cóż, trudno, zamieniam jakość na ilość i….kupuje się w supermarkecie opakowanie 1 kg i zjada natychmiast na parkingu dużą łyżką / w torebce zawsze mam łyżki plastikowe !/ – tak szybko aby się nie roztopiły. Oczywiście, do wykonania tego zadania potrzebne są min 2osoby.
A na koniec coś bardzo pysznego: chrupiąca bagietka z serem Cammembert i czerwonym winem /wino bardzo tanie / słowem –
Vive la France!
Na koniec 1-go odcinka akcent patriotyczny: w małej i zupełnie nieznanej miejscowości -Belfort -znalazłam tablicę upamiętniającą walkę o tę miejscowość polskich żołnierzy w II Wojnie – niezwykłe uczucie towarzyszy gdy ogląda się taki ślad Polski na dalekiej prowincji Europy.
A będzie więcej o Francji? Już wszystko przeczytałam i obejrzałam. Jeszcze!!! jeszcze!!! jeszcze proszę!!!
PolubieniePolubienie
Według życzeń, droga koleżanko…zajrzyj dziś wieczorem!!!
PolubieniePolubienie